29.10.2017

Sumienie

zamyka oczy marząc
by znaleźć się
gdzieś gdzie niebo nie lśni tak niepozornie czerwienią
gdzie nikt nie rani
gdzie ogień piekielny nie pochłania mej duszy

otwiera usta
krzyczy choć wydobywa się z nich tylko cisza
daje znaki których nikt nie widzi
a może nie chce widzieć

wygodnie jest
nie słyszeć
nie widzieć
nie czuć

a gdy znika
ludzie szepczą
"to było takie dobre dziecko
co się stało"
po czym wracają do codzienności

i tylko od czasu do czasu
budzi się sumienie
szepcze "mogłeś to zatrzymać"
lecz szybko jest tłamszone
to co niewygodne musi zniknąć

28.09.2017

Kostucha

Kostucha
A kiedy przyjdzie
nie błagaj o litość
nie tarzaj się w brudzie
nie klękaj wśród skorpionów

Unieś głowę
patrz w jej oczy
tam znajdziesz prawdę
przeszłość teraźniejszość przyszłość

odpowiedź na Twe pytanie
nie jest prosta i
nigdy nie miała być

podaj mi dłoń
nie martw się już o nic
zapomnij o tym co było
skup się na tu i teraz
na naszej wędrówce
razem kroczymy drogą która
prowadzi do Nicości

________________

Siedzę sobie w pokoju, patrzę w ścianę i powtarzam czasowniki na... angielski. Zdałam sobie sprawę, że moja dziewięcioletnia edukacja nic mi tak naprawdę nie dała. Serio. Nie wiem nic. Jakim cudem ja się dostałam do tej mojej szkoły, skoro do tej pory nie nauczyłam się czasowników nieregularnych? Jak już powiedziałam, porażka. W sumie... nauczyłam się pieruńsko niewiele. Ze wszystkiego. No cóż, trzeba to naprawić. A że jutro kartkówka, na której być muszę, to siedzę i kuję. Niby połowę listy już wkułam, więc nie widzę tego w czarnych barwach, ale i tak jest rozpacz. 
Spać mi się chce. Wybitnie spać mi się chce. 

21.09.2017

Gdzie?

Patrzę na Ciebie
jesteś chociaż Cię tu nie ma
i nigdy nie było

Nie widziałam Cię
gdy płakała ma dusza
ni wtedy gdy rozdzierana
na strzępy była przez piekielne hordy

Nie słyszałam Twych czułych słów
gdy dzień po dniu wracałam zlękniona
pragnąc stać się jedną z gwiazd

Nie było Cię przy mnie
gdy los rzucał kłody
pod me zmęczone wędrówką nogi
gdy wodził mnie na pokuszenie
gdy upadałam raz po raz

I nie ma Cię tu teraz
gdy podnoszę się z kolan
i podejmuję syzyfową walkę

Nie patrzysz dumnym wzrokiem
nie szepczesz słów pociechy
nie gładzisz mych włosów
nie przytulasz

Powiedz mi proszę
dlaczego

Gdzie zgubiła się Twa miłość, Matko?
04.09.2017 r., 13:53

_________________
Są momenty, w których zdaję sobie sprawę z tego, że mam bardzo mało pozytywnych wspomnień związanych z rodzicami. W dzieciństwie bałam się ich niesamowicie. Potem, oddaliłam się po tym, jak ignorowali to, że byłam dręczona i prześladowana. Przestałam mówić o swoich problemach. Zamknęłam się w pewnym stopniu w sobie i... straciłam naprawdę wiele. Nie potrafię też nawiązać z nimi kontaktu. Boję się ich, nie ufam im. Nie wiedzą o mnie tak naprawdę nic. I nie wiem czy chcę, żeby to się zmieniło. Tak jest wygodniej... Chociaż czasami tęsknię za poczuciem bezpieczeństwa i bezwarunkowej miłości. Brakuje mi tego. 

20.09.2017

Fioletowy Kot

Starzy mówią
 – szesnaście lat to zbyt mało
by poznać naturę świata
by rozkochać się w jego pięknie
by odkryć największą z tajemnic
– nie tylko słodki
lecz i gorzki okrutny w swych wyrokach

Starzy mówią
– szesnaście lat to zbyt mało
by wiedzieć cokolwiek
o czymkolwiek
by rozsmakować się bez pamięci w życiu
by poznać sekret
– piekła nie ma a wszystkie demony
są w nas samych
by wiedzieć czym jest prawdziwy strach

Starzy mówią –
szesnaście lat – dziecko jeszcze

A jednak mówią również
– szesnaście lat to zbyt wiele
by gonić przed siebie bez celu
by tańczyć w deszczu zapominając
o całym bożym świecie
by śmiać się w tłumie ludzi
widząc fioletowego kota
by skakać jak małpa z drzewa na drzewo

Mam szesnaście lat
i poznałam sekret a jednak wciąż
– brodzić w czystym strumieniu
tańczyć bez pamięci w deszczu
śmiać się na widok fioletowego kota

Noc z drugiego na trzeciego września 2017 r.

18.09.2017

Dzień z życia Lisa

art znaleziony tutaj: https://agnes-cecile.deviantart.com/art/love-and-sacrifice-439716955

J a k  w y g l ą d a  m ó j  d z i e ń ?

Jest... normalny. Wstaję o szóstej. Wykonuję poranną toaletę. Przygotowuję się do szkoły – sprawdzam czy mam odrobione lekcje, pakuję książki, piórnik. Potem jem szybkie śniadanie, tosty z pomidorem, sałatą, jajkiem i sokiem pomarańczowym. Następnie ubieram się w przygotowane wcześniej ubrania, zakładam buty, podłączam słuchawki i wyruszam do szkoły, wsłuchując się w uzależniający głos Chestera. Spędzam te pięć-osiem godzin na nauce, wracam do domu, odrabiam lekcje i zabieram się do pisania. Już rano wiedziałam, że tego dnia napiszę wiersz/kolejny rozdział mojego tworu, że dzisiaj opiszę całą historię kolejnego bóstwa z panteonu, który tworzę. Godzinę-dwie później rozprostowuję kości i zabieram się za dzienną dawkę ćwiczeń. Biegam albo kręcę hula-hop. Później pozwalam sobie na rozrywkę, jem obiado-kolację. Rozmyślam o sensie istnienia, problemach dzisiejszego świata, o tym, jak je rozwiązać. A gdzie nauka? Przecież odrobienie lekcji to nie wszystko! Siadam przy biurku i zaczynam kucie. Jakoś trzeba zdobywać te idealne stopnie, prawda? Gdy już padam ze zmęczenia, idę pod prysznic, przebieram się i zasypiam w ułamku sekundy. Idealne życie.  
T y l e  ż e  n i e.

Z tego, co napisałam wcześniej, tylko jedna rzecz jest prawdą. W drodze do szkoły mam w zwyczaju słuchać Linkin Park. Może nie przez całą drogę, ale zazwyczaj na mojej playliście pojawia się przynajmniej jedna ich piosenka. Nawet jeżeli nie słucham ich już całymi dniami, to nie pamiętam już dnia, w którym zdarzyłoby się coś, co sprawiłoby, że nie wysłuchałabym chociaż jednej ich piosenki. Moje małe uzależnienie. W każdym razie, miałam opisać Wam mój dzień. Zacznijmy jeszcze raz, od początku.
Budzę się około godziny czwartej. Otwieram oczy i  zależnie od tego, jak się czuję  albo wpatruję się tępo w sufit, albo wstaję i zaczynam dzień od włączenia laptopa. Smutne, ale prawdziwe. Sprawdzam, czy poprzedniego dnia/w nocy dostałam jakieś wiadomości i, jeżeli nie, kładę się z powrotem do łóżka. Po około piętnastu-dwudziestu minutach bez jakiejkolwiek myśli, w końcu naprawdę się budzę. Idę do kuchni, starając nie obudzić się współlokatorek, otwieram lodówkę i przez chwilę patrzę na moją półkę. Przez chwilę biję się z myślami. ,,Zjeść to, czy nie?", "Mam na to ochotę, ale 100 g ma 127 kcal, podczas gdy to na 400 g ma tylko 164 kcal.", "A może dzisiaj sobie całkowicie odpuszczę?", ,,Dobra, na śniadanie zjem barszczyk – 34 kcal, bo obiad czeka mnie na mieście" – przykłady autentyczne. Wracam do pokoju, zapalam światło, popijam/jem to, na co się zdecydowałam i sprawdzam plan lekcji. Przeglądam wszystkie zeszyty/ćwiczenia czy na pewno nie było nic zadane, jeżeli jednak coś było, to to odrabiam. Zwykle byle jak, żeby tylko żaden z profesorów nie mógł się przyczepić, że nie mam pracy domowej. Chociaż ostatnim czasem widzę poprawę. Zaczęłam chociaż częściowo odrabiać lekcje dzień wcześniej – brawo dla mnie! Czasami zdarza się, że po prostu siadam przed laptopem i zaczynam pisać. Od tak. W jednym momencie przeglądam jakiegoś bloga, a chwilę później kończę pisać wiersz. Ubieram się, ogarniam włosy, plecak na plecy, telefon w kieszeń, słuchawki na uszach i wychodzę zawsze czterdzieści minut przed rozpoczęciem pierwszej lekcji. 
Do szkoły, niezależnie od pogody, tego czy ubrałam się wystarczająco ciepło, czy zamarzam, czy leje deszcz a ja zapomniałam parasolki, idę na piechotę. Dbam o to, żeby tych kroków było jak najwięcej. Na lekcjach staram się notować i słuchać nauczycieli, chociaż zdarza się, że moje myśli błądzą po świecie, który istnieje tylko w moim umyśle. Uściślijmy coś – przez większość czasu nie żyję w realnym świecie. Jasne, zdaję sobie sprawę z tego, że to jest ten prawdziwy świat, właściwy, ale mentalnie przebywam w nim tylko wtedy, gdy jestem w szkole/ktoś ze mną rozmawia/odrabiam lekcje/muszę się koniecznie czegoś nauczyć (ostateczność). No dobra... zdarza mi się czasami, że zwracam uwagę na realne wydarzenia, które rozgrywają się tu i teraz. Ale przez większość czasu jestem zamknięta we własnym umyśle, odizolowana od świata zewnętrznego. Przez większość czasu nie istnieję. Czasami wymyślam własne zakończenia do znanych powieści bądź tworzę własne (aktualnie najłatwiej znaleźć mnie w Czwartej Erze, w Gondorze, jeżeli mnie tam nie ma, to albo przechadzam się po Hogwarcie, albo jestem w trakcie tworzenia Exend i doglądam czy mój panteon nie rozwala mi świata). Im starsza się robię, tym częściej staram się opuszczać mury mojej twierdzy i faktycznie żyć w naszym świecie. Jest to cholernie ciężkie, bo w kreowanych przeze mnie historiach, po prostu nie istnieję. Nie ma mnie. Są tylko bohaterowie i ich losy. Tak jest łatwiej. Prościej. Ja nie chcę istnieć. 
Zdaję sobie sprawę z tego, że moja niechęć jest spowodowana strachem. Boję się zostać znowu zraniona. Boję się otaczającego mnie świata i ludzi. Zwłaszcza moich rówieśników, którzy odkąd pamiętam, byli raczej okrutni. Podstawówka i gimnazjum to było piekło. Piekło, które sprawiło, że dzisiaj prawdopodobnie już nic nie zjem, bo po tym, jak wyszłam załamana po sprawdzianie z historii, pozwoliłam sobie na gałkę lodów. Lęk przed ludźmi sprawia, że mimo tego, iż trafiłam do naprawdę wspaniałej klasy, gdzie nikt mnie wcześniej nie znał, gdzie mam szansę na tworzenie nowej historii, każde zabranie głosu kosztuje mnie masę nerwów. Sprawiam wrażenie osoby otwartej i śmiałej, nie jest to jednak prawda. Po prostu we wczesnym dzieciństwie nauczyłam się, że nie wolno mi okazywać słabości. Więc... albo jestem dobrą aktorką, albo po prostu nikogo nie obchodzę. Cóż... wolę myśleć, że to to pierwsze. :)
Wracając jednak do baranów (trzy lata człowiek się uczy francuskiego, a i tak nie jest w stanie tego zapisać po francusku), po szkole wracam do domu, gdzie padam zmordowana na łóżko. Wdech. Wydech. Wdech i wydech. Sięgam po książkę i ponownie znikam z powierzchni Ziemi. Albo, jeżeli to jest TEN dzień, siadam przy laptopie i zaczynam pisać. 
Podziwiam ludzi, którzy są w stanie powiedzieć sobie "dzisiaj napiszę rozdział" albo "dzisiaj napiszę wiersz". Znaczy... kiedyś też tak potrafiłam. Tylko że to, co wychodziło spod mych dłoni, było co najwyżej mierne. Nie żebym dzisiaj pisała jakoś wybitnie. Co to to nie. Drugim Sienkiewiczem (którego twórczości szczerze nie cierpię), Tolkienem czy jakimś innym wybitnym pisarzem na pewno nie będę. Prawdopodobnie nigdy nikt mnie nie porówna do Rowling, McCaffrey, czy którejkolwiek z pań, które podziwiam i szanuję. Nie łudzę się, że zostanę kimś sławnym. Ja po prostu czuję wewnętrzny przymus do tego, żeby pisać. Kocham to robić i nie wyobrażam sobie życia bez tego, co jest odrobinę śmieszne, zważywszy na to, w jaki sposób pracuję. Są dni, ba!, miesiące, kiedy nie jestem w stanie skleić poprawnie zdania. Przez pół roku potrafię nie napisać niczego – ani jednego wiersza, ani jednego opowiadania, ani jednego rozdziału mojego tworu. A potem, ni z tego, ni z owego, budzę się w środku nocy, odpalam sprzęt i w ciągu godziny powstaje pięć wierszy. Następnego dnia piszę krótkie opowiadanie, kolejnego rozdział do tworu i... cisza. Zdarzają się tygodnie, gdy dzień w dzień powstaje jakiś wiersz, krótkie opowiadanie, coś, co siedzi w mym sercu i co pragnę przelać na papier. Zupełnie spontaniczne. Czasami potrzebuję więcej czasu. Kolejne wersy, zdania, wydarzenia pojawiają się w mej głowie pod wpływem wydarzeń, emocji, ale nie potrafię ich ze sobą połączyć. Kiedy to się zacznie, każdego ranka budzę się, widząc je przed oczami i wciąż czegoś brakuje. Aż w końcu nadchodzi TEN dzień i... już wiem. Nie obchodzi mnie wtedy, gdzie jestem. Mogę być w trakcie sprawdzianu, spacerować po lesie, jechać rowerem czy robić cokolwiek innego. Muszę je gdzieś utrwalić. Zapamiętać. Bo to jest jedyny moment, w którym będę w stanie to zrobić. Jeżeli tego nie zrobię, to przepadnie. I, niezależnie od tego jak bardzo będę się starała, już nie złożę tego w ten właściwy sposób. 
Jak już wspomniałam, ostatnio zdarza mi się odrabiać na bieżąco lekcje i uczyć. Do tej pory dawałam sobie radę bez takich rzeczy. Lekcje robiłam na kolanie, na sprawdziany uczyłam się pięć minut wcześniej. Dawałam radę. Teraz staram się to zmienić. Jest ciężko, ale jakoś muszę sobie z tym poradzić. Czasami są momenty, kiedy myślę o tym, żeby poprosić kogoś o pomoc, ale szybko rezygnuję. Nie ufam dorosłym. Nikt nie zwrócił uwagi na płaczącą w kącie ośmiolatkę, zarzucono jej kłamstwo. Nikt nie zwrócił uwagi, nawet rodzice, na roztrzęsioną dwunastolatkę, która ostatecznie straciła wiarę w dorosłych i zaczęła się bać mężczyzn. Więc dlaczego teraz ktokolwiek miałby mi uwierzyć? 
Gdy kończę się uczyć, daję sobie czas wolny. Czasami ćwiczę, czasami oglądam jakiś serial, gram w pewną internetową gierkę, słucham muzyki. Zdarza się, że wyjdę na miasto, żeby zrobić więcej kroków. Wciąż walczę ze sobą, gdy muszę wejść do sklepu, czy zapytać kogoś o drogę. Jest odrobinę lepiej. Bardzo powoli nabieram pewności siebie. Poczucie tego, że jestem w nowym miejscu, gdzie nikt jeszcze mnie nie zna, pozwala mi się uspokoić (w rodzinnej wsi i w miasteczku, w którym uczęszczałam do gimnazjum, nie mogę sobie na to pozwolić, zbyt wiele złych wspomnień, które są wciąż zbyt świeże, bym była w stanie przebaczyć). Potem wracam na stancję, biorę gorący prysznic i po sprawdzeniu poczty, kładę się spać. Czasami zasnę od razu, czasami biję się z myślami, czasami patrzę w sufit, błagając wszystkie znane mi siły, by to wszystko się ułożyło. Zależy od dnia. Zwykle jest to wczesna godzina. Ludzie dziwią się, gdy mówię im, że o 22 na tygodniu mogę już spać. ,,Dwudziesta druga i ty już śpisz? Ja kładę się o północy!", a o której wstajesz? "No o szóstej-siódmej, zależy". No właśnie, ja swój dzień zaczynam jakieś dwie-trzy godziny wcześniej. W sumie wychodzi na to samo. 
Ten post jest długi. Wiem o tym. To taka moja mała spowiedź, oczyszczenie. Dziękuję tym, którzy dotarli do końca. 

Anastazja
pragnę
nie czuć
nie widzieć
nie patrzeć

nigdy więcej nie ujrzeć
przekłamanego oblicza
nie słyszeć szeptów

Chodź do mnie
pomogę Ci zniszczyć
cały Twój świat
Jesteś potworem
który nie ma racji bytu
Powinnaś umrzeć

kości
potrzebuję
pragnę
tylko ich

nie chcę
muszę

6.09.2017

Little little fox

Dzień dobry, dzień dobry! 

Jestem Lis. Po prostu Lis – takie tam rudowłose, niewysokie stworzenie, które nade wszystko lubuje się w Tolkienie i czekoladzie. Odkąd skończyłam dziesięć lat, szczególne miejsce w mym muzycznym sercu zajmuje Linkin Park. Niestety, miałam okazję być tylko na jednym ich koncercie w 2014 r. we Wrocławiu. Po dziś dzień ubolewam, że nie wybrałam się ani do Rybnika, ani do Krakowa. 
Nie mam talentu ani do rysowania (chociaż zdarza mi się coś nabazgrać), ani do śpiewania/grania na instrumencie. Serio, mam głos gorszy niż rycząca krowa i już nawet ślepa kura jest w stanie zrobić ładniejszą pracę plastyczną ode mnie. Lubię za to pisać. W sumie... nie, nie lubię pisać. Kocham to robić. Kocham czuć, że mam swego rodzaju władzę. Tylko ode mnie zależy to, co powstanie. To, co czeka postacie, które dotąd żyły tylko i wyłącznie w mej wyobraźni, a teraz zostały powołane do "egzystowania w prawdziwym świecie". Pisanie to nie jest dla mnie tylko hobby. To sposób na dzielenie się ze światem emocjami i przemyśleniami, które zaprzątają mój umysł. To sposób na przekazanie innym małej części mej duszy. 
Nie twierdzę, że piszę dobrze. Nie uważam się również za ósmy cud świata. Jestem tylko szesnastoletnim dzieciakiem i robię to, co sprawia mi przyjemność. Chyba nikt nie oczekuje, że treści, które będę prezentowała na tym blogu, okażą się arcydziełami sztuki czy czymś w tym rodzaju. Nie. Czasami zdarzy mi się zjeść przecinek, innym razem pomylę szyk, napiszę coś, co będzie zrozumiałe tylko dla mnie. Oczywistą rzeczą jest, że będę się starała z tym walczyć, ale czasem może zbraknąć mi wiedzy do skorygowania jakiegoś błędu – wówczas możesz śmiało mnie poprawić. 
Nie obrażę się za krytykę. Zwłaszcza jeżeli będzie uzasadniona. Wyrosłam z etapu strzelania fochów na cały świat, bo ktoś "ośmielił się" skrytykować moje "dzieło", gdy skończyłam jedenaście lat i zdałam sobie sprawę, że prawdziwa krytyka (nie, hejtu nie zaliczę do prawdziwej krytyki) pomaga. Naprawdę. Jesteśmy ludźmi, mamy własne zdania, własne upodobania i nie każdemu będzie się podobało to samo. Co tu jeszcze mogę napisać, żeby nie przynudzać?

O czym będzie blog?
Ciężko to jednoznacznie sprecyzować. Nie będzie to pamiętnik, chociaż od czasu do czasu mogą pojawić się moje przemyślenia i uwagi. Mogę czasami wspomnieć o tym, co mnie spotkało, o moich uczuciach, o lekcjach, itp. Głównie zamierzam się skupić na publikowaniu tu moich tworów. Możecie się spodziewać wierszy, krótkich miniaturek na wszelakie tematy, może się również zdarzyć, że będę tu publikowała rozdziały projektów, nad którymi będę akurat pracować. Ogólnie rzecz biorąc, publikować tu będę przeróżne literackie twory, którymi akurat się zainteresuję. Skaczę z kwiatka na kwiatek. Teraz skubnę fraszek, potem przerzucę się na miniaturki, innym razem rzucę pseudoartykuł, jeszcze innego razu wiersz napiszę, może pobawię się w dramat... nie lubię się ograniczać. Pozostawiam sobie swobodę. 

Cóż mogę jeszcze rzec? Na sam początek opublikuję wiersz, który powstał 13.04.2017 r. Inspiracją do jego napisania była sytuacja gejów Czeczenii. Jedyne, o co proszę, to brak gównoburzy na ten temat w komentarzach. Jeżeli pojawią się komentarze zachęcające do nienawiści, wyzwiska, etc., będą po prostu usuwane. 

Pytanie bez odpowiedzi
Spotkałam złodzieja który
nie ukradł mi nic prócz
najważniejszej rzeczy
– czas

Spotkałam ponurego żniwiarza
i zapytałam go o prawdę
odrzekł jednie że w życiu
nie ma nic pewnego
– niepewności

Spotkałam Króla który
nie nosił korony a w dłoni
nie dzierżył berła lecz
wydawał się stokroć szlachetniejszy
niźli ludzcy władcy
i poprosiłam go o odpowiedź

Dlaczego miłość nie może
być po prostu miłością

Spojrzał na mnie
i już wiedziałam
sam nie znał przyczyny